Z e s z y t I I r o k 1 9 8 3
D o p r z y j a c i e l a M o s k a l a
Nie znam cię bracie i czy poznam nie wiem
Strachliwi co stawiają szlabany u granic
Już nam się poznać nie pozwolą pewnie
Rozdzielić trzeba
prostych od najprostszych
Tacy są
zawsze mocno podejrzani
Im jest najłatwiej brata w sobie dostrzec
Żeś wczoraj prawy a
dzisiaj żeś bękart
Że naznaczoną
ścieżką musisz chodzić
Mi nie opowiesz ani
o udrękach
O
pilnowaniu się swoim na co dzień
Przed tym z ulicy i
przed tym z warsztat
Może
przed żoną może i przed bratem
I swego żalu nigdy mi nie wyznasz
Ja ci też pewnie nie opowiem o tym
Jak nasze życie jedną wielka blizną
Choć nam codziennie co innego plotą
Dziadowie twoi wojną udręczeni
Wiekowe carów potargali więzy
Miało powszechne być uczłowieczenie
Miało być wszystkich porównanie w pracy
Inny się szalbierz znalazł i zwyciężył
Morze cierpienia rozpostarł bez granic
Co pozostało z nadziei i błądzeń
Inni carowie dzisiaj tobą rządzą
I ty się może umizgasz i płaszczysz
Przed własnym carkiem gdy ten czoło zmarszczy
Może sam w carka mundur sie ubierasz
Rozmowa nasza czy byłaby szczera
Ojcowie twoi krwi nie oszczędzali
Za ich ofiarę świecę im zapalić
Lecz wraz z ofiara przywiedli dodatek
Nie obwiniamy ich prostych my za to
Ty syn ich choć ci
kłamstwa farbą
Oczy
malują wiedz nastał czas oczyszczeń
Tchórzliwi dzisiaj darzą go pogarda
Dla nas na zawsze czas ten będzie błyszczeć
On mógłby waszą przekroczyć granice
Odwrócić losu tragiczne splątanie
Podnieśli głowy nieprawi władycy
Wszystkich najmniejszych oni mają za nic
Został nam w sercach ślad nie do wydarcia
Może cię spotkam prawdę ci ukaże
Razem chwycimy losy nasze w garście
Czas oczyszczenie rozpoczniemy razem
B ę d z i e m y m i e l i d w i e o j c z y z n y
Tak wielka była człecza sromota
Że wymagała ofiary Boga
A nasza sprawa polska doczesna
By nas nieprawy kalać zaprzestał
Jeśli inaczej Panie się nie da
Niech nas obejmie więzienna bieda
W więzieniach siedzą odważnych setki
A ty oprawco z nich sobie nie kpij
Bo ich ofiara jest w wielkiej cenie
I sto tysięcy wejdzie w więzienie
Wejdźmy na place i na ulice
Niech nas ciemięzcy w okowy pochwycą
Coraz się więcej zjawi odważnych
Aż wam zabraknie na murach straży
Niech nas posadzą wszystkich w kacecie
Kółko w łańcuchu poprzez stulecia
Milion lub dziesięć stanie się znakiem
Całą ojczyznę zamienią w lagier
Polskę podzielą nam na dwie części
Straże w mundurach a reszta więźniów
Aż dwie ojczyzny będziemy mieli
Wasza w strażnicach a nasza w celi
Jeśli inaczej Panie nie można
Za kaźnie prawych wybaw od groźby
Niech wyjednają dar odkupienia
By odmieniła się nasza ziemia
N i e o b e c n y m
Zostały głazy z obcym napisem
Zapadłe w ziemię obrosłe chwastem
Nikt nie zakłóca cmentarnej ciszy
Ktoś nieświadomy zajdzie tu czasem
W przybytku który pożodze uszedł
Pokażą komuś znak starowieczny
Nie wzbudzi ślad ten niczyich wzruszeń
Przyjdą i przejdą obok wycieczki
Aż się zapadną mury i głazy
Ostatnie ślady znaki ostatnie
Zgasną nam po was przyblakłe gwiazdy
Na naszej ziemi czegoś zabraknie
Może nie była słodka gościna
Po naszej stronie niejedna wina
Spojrzenia z góry wydęcie wargi
I przez kanalii przybyło martwych
Gdzie bija serce dłonią
uderzam
Za nasze winy mówię pacierze
Inne wam nieba skąpiły świateł
Inne wam ziemie były macochą
U nas byliście dalekim bratem
Z którym
się żyje i wadzi trochę
Choć solą w oku jest wasza inność
Wasze uparte trwanie przy swoim
Od tysiącleci jak tłusta glina
Wypełnia szczerby skruszałych spoiw
Piechurzy krain czasu wędrowcy
Wam się należy jak innym przystań
Lecz jak my kiedyś dajcie korzysta
Z miejsca wśród siebie tym co go pragną
A ci porzucą po zaproszeniu
Przez obcych w dłonie wetknięty bagnet
Razem okryjcie się jednym cieniem
A jeśli niebios takie wyrok
Że wam sądzony kostur na drogi
To się ojczyzna jak pradziadowie
Z wami podzielę i chleba kromą
Połowę miejsca odstąpię w grobie
Oddam gdy trzeba połowę domu
A jeśli inny jaki
wędrowiec
Zapuka w progi przyjmę bez pytań
Misą podzielę się po połowie
Dom mu niech będzie bezpieczna przystań
A drogi nasze swojskie Przyjaciel
Chwytają za chodaki Bielą przepasze
Te drogi żołnierskie Dźwiga przez chaszcze
Unosi na barkach
Wąż pełznie wśród kurzawy Sam klęka i pada
Tumany śle wełniste A łyk z manierki
Rozsiewa je po rżyskach Dar to jest wielki
A świt mu z tyłu wstaje Taczanką uwozi
Na to spotkanie krwawe I wraca gdzie groźnie
A świt mu z tyłu świeci
Na to spotkanie bliskie I wraca wraca
Na to spotkanie święte Z bólem w tornistrze
Na ten ostatni
Świt wstaje pośród błysków Ojczysty wystrzał
To nie są na pogodę
Dalekie błyskawice Drogi są smutne
To nie są burz zwiastuny Drogi są ciężkie
Nie przyjdą czułym chłodem Taboru ciągną
To werble od zachodu Nie zwycięskie
Świt wstaje krwawą chmurą Wiązała ich w węzeł
Wąż pełznie pośród chrzęstu Uroda opłotków
Wąż pełznie wśród turkotu Brzęki wiązały ich kos
Wrogowi staną murem I u figury Panny modły
Nie braknie w w piersiach męstwa Wiązała ich ława
Krwi nie żal ani potu I pieśni zwrotka
Gromnicy przedśmiertnej
Zeszli się z siół Kapiący wosk
Krańca i krańca
Wątłych miasteczek Jesienna miedzą
Węzłem ich splótł Dwaj cali w powrocie
Ojczysty ból Sąsiedzi
W ziarnka różańca W boju i pocie
Wracają podparci
Idą z Dąbrowy Wracają bez tarczy
Idą z Lipnicy
Bądźcie nam zdrowi Wiążą ich groby
Sypane przy ścieżkach
Idą z Zalesia W krainie świtu
Wólki Węglowej W krainie zmierzchu
Że patrzeć chce się Blizn pełne naręcza
Troska nad padłym
Znad rzek i grani Przez taka przyjaźń
Bracia ojcowie Wróg brata nie zabił
Malowani
Jesienną miedzą
Mija świt pierwszy Dwaj w rogatywkach
Mija świt drugi W opłotkach
Kosą i pługiem Smutna radość tryska
Związani wierszem
Ojczystą troską Od kos sąsiedzi
Swej powinności I bracia w boju
Dziś muszą sprostać Bez tarcz wrócili
Ku domom swoim
Mija świt trzeci
Mija czwarty Dłonie od pługa
Trwają uparcie Dłonie od pióra
Nie spoczną długo
Mija świt piąty Wzniecą bój wtóry
Szósty siódmy Braterstwo święte
Czerwienią się grudy Zwiąże w różaniec
Szablę dobędą
Mija ósmy Dzieciom i wnukom
Do Panny Świętej Na przetrwanie
Modły wznośmy
Hymn "Solidarności"
Nowa powstała klasa nad ludem
Ciemiężycieli i katów
Karmi się naszym potem i trudem
Przyjdzie rozliczeń cza
Do nas warsztaty pracy należą
Nasze owoce są trudu
Uzurpatorów skończy się nierząd
Władza powróci do ludu
Męstwo poległych ojców i braci
P r o s t a p r a w d a
Dziwne stworzenie Głośne
Poszukiwane
Że nie słyszą
Jak pies z rodowodem Głosu sumienia
Choć każdy ma własne Nie pomni że jest jedno
Przydane Dziwne stworzenie
Nos niby uszy znamię Jest córą czasu
Różne istnieją rasy Wyjdzie na jaw
Są amatorzy hodowcy
In vinum
Są
zawodowi W oczy kole
Stosują dobór A może jest pośrodku
Krzyżują Prosta jest jego mowa
Aż im wyjdzie Dziwnego stworzenia
Rasa odpowiednia Prawdy
Twierdzą A ja wam mówię
Ich jest najczystsza Po stronie słabych
Wciskają je do ręki Bezgłośnych
Przesz komiwojażerów Maluczkich
Najmitów Po stronie bitych
Dobrze płatnych Więzionych
Transakcja wiązana U tych którzy giną
Każą hołubić U klęczących
Hosanna hosanna U wydziedziczonych
Oddawać cześć Pokornego serca
Niech żyje U nich jest czysta
Jak cielcowi
U silnych
Ura hura hura Uzurpatorów Patrzą Zakutych w zbroję
Kto wargi zaciska Schowanych za tarczą
Kneblują tym usta Jest pół ćwierć
Patrzą Nie ma jej wcale
Kto wargami rusza
A ja wam mów
Głosu nie wydając Czas sito
Język tym nie potrzebny
Oddzieli
Każą usunąć
Ziarno od plew
Operacyjnie
Słuchajcie głusu
Przykładają do ziemi
Powie wam prawdę
Ucho Kto pozostaje
Nasłuchują Lot nie Sodoma
Gdzie tętni Rejtan
Gdzie bija źródło Drzymała
Schowani za lękiem
Lech
Poszczają knary
Stefan
Syreny
M o d l i t w a
Dziś ludzie starzy ludzie styrani Odejmij od nas kielich żółci
Kiedyś o Polskę prosiliśmy Panie Z nieba uderz w nas wielkim gromem
Po grzechów naszych straszliwej pokucie Bracia niech braciom nie są zbójcy
Tylko do Ciebie mogliśmy się uciec Dom niech się stanie wszystkich domem
W tamten czas klęski i w tamten czas bojów Niech zgoda będzie w wielkiej cenie
Byś nam pozwolił pośród innych istnieć Grzesznym odebierz całą władzę
Byś nam przychylił na zawsze pokoju Niech ich pokryje zapomnienie
Byś dał nam dom nasz posprzątać ojczysty To co zabrali niech oddadzą
Tak z win przeklętych wszelkiej nieprawości Ludowi przywróć gniewność hardą
By sprawiedliwość mogła w nim zagościć Lecz nienawiścią niech nie wzrasta
Miał dom nasz czysty być choć mógł być biedny Nieprawych niech darzy pogardą
Ale dla wszystkich nie tylko dla jednych Szacunek ma w nim dobry władca
A drugim dawać dostatek i rządy Nie dałeś władzy tym od pracy
A władzę dzierżyć mieli ludzie mądrzy A teraz właśnie czas ten wraca
A pracujący mieli w ręce dostać Że chcą ujmować w ręce swoje
Pierwszeństwo w plonów swej pracy podziale Co wytworzyli myślą znojem
A zaś puszących się nad ludem prostym Ci co są solą ziemi naszej
Pyszałków zgrai nie miało być wcale Co są od pługa i od maszyn
Pokorni mieli gniew okazać dumny Lecz przeniewiercy broń podnieśli
Gdy wielkorządca zapomni o trumnie Ludowi grożą w sposób grzeszny
Ani się wola nie spieniła dobra Piorunem ruń więc teraz na nich
Wyrosłych z klęski wielu serc szlachetnych Wytrąć im miecz zawistny z dłoni
Znowu nieprawy z krętaczem się dobrał Oraczom oddaj w rządy ziemię
I słowa nasze powykręcał szpetnie By wyżywili polskie plemię
A prawa nasze nie stały się czyste Będą wiedzieli jak nią władać
Ani nam chleba z naszych pól ojczystych A nade wszystko słowom przyznaj
Pełni nie dałeś Panie Boże Święty Znaczenie takie jakie mają
O to cię prosił lud nasz prosty Panie Ojczyzna niechaj jest ojczyzna
Ustami swego poety z wygnania Wszystkim jednaka choć wyznają
Nie wysłuchałeś naszych próśb gorących Inaczej swoją wiarę w Polskę
Niedoli naszej dalej nie ma końca Niech wojsko tylko będzie wojskiem
Może modlitwa nie była zbyt szczera Prawa niech krętacz nie przekręca
Za nowe winy już cierpimy teraz Za większą winę kara większa
Może za innych winy chcesz nas karać Bezbożnych wstrzymaj od bezprawia
Syna też Twego taka jest ofiara Modlących modłów niech nie zbawia
Jedynie trumny z polskiej sosny Zgnębionym swoim niedołęstwem
Modlitwy nasze nam przyniosły Swoją bezsiłą przerażonym
Może to wiele może wiele Daj wole wskrzesić w sobie męstwo
Że mamy chociaż cmentarz własny By znieść cierniową tę koronę
Na swojej ziemi przy kościele Niech wszyscy będą sobie bratem
Na swojej ziemi możem zasnąć Uczyń nas wszystkich mocarzami
A nie w dalekiej czy sąsiadów Niechaj się stanie cud przed światem
Gdzie są mogiły ojców dziadów A Polska będzie wielka pani
Dzisiaj
gdy przyszła nowa marność A jeśli swoi albo obcy
Co ją
sprawili pyszałkowie
Rzecz święta chcą potargać znowu
Poeta prosi Cię niezdarny Wybacz nie pomnij gdy akowcy
O co Cię prosi tu opowie Powstawać będą zbrojni z grobów
My ludzie skromni dzieci tamtych Bo może ofiar trzeba bratnich
Żadni nadludzie prości z prostych By dom w świątynie zmienić łatwiej
Na nasze winy oczy zamknij Broń nas od tego lecz i nie karć
Przywróć nam drogę normalności Na wolę Twą będziemy czekać
Ludowa opowieść o słudze bożym wskazanym spośród nas przez Pana
na pożytek światu
Opowieść ta jest całkiem prosta
W jesienny dzień się dokonało
Od Pana świat nasz cudu doznał
Z komina dym uchodzi biały
U bram świątyni lud oniemiał
Że dał im Pan tego pasterza
To był wysłannik z obcej ziemi
Lud milczy oczom nie dowierza
Aż wreszcie pada na kolana
Sam Pan im wybrał tego męża
Ten człowiek jest wskazan od Pana
On moce złe ma przezwyciężać
Północny kraj gdy wieść dotarła
Wzruszenie skurcz chwycił za gardła
A pewien skromny prosty człowiek
Wyrzucił ręce ponad głowę
A wszystkie ludy się pytają
Z jakiego człowiek ten jest kraju
Z jakiego miasta jest ten pasterz
Gdzie matka co uczyła pacierz
Przed laty wskazał Pan to plemnie
Przed laty wskazał palcem miasto
Tu rodzi się lecz wcale nie wie
Na chwałę bożą że wyrasta
Największe zło kiedy zwycięża
Robotnik prosty on jest wtenczas
Nie są mu żadne prace obce
Co postanowi tego dopnie
Z rożnego pieca chleby jada
Zdobywa wiedzę jak najszerszą
Językiem obcym dobrze włada
Jak chce potrafi pisać wiersze
Przykłada się do różnych zajęć
Do boskich sług w końcu przystaje
Prowadzi Pan go drogą bożą
Na głowę mitrę mu założą
Pan widzi jak po całej ziemi
Wśród ludzi się nieprawość pleni
Wśród ludzi się niewiara sroży
Potrzebny światu palec boży
Nadchodzi czas z ducha wybrany
Posłaniec spośród chrześcijany
On który dzielił nasze klęski
Zna klucz właściwy grzechów ziemskich
Co w księdze Twej Panie wyczytał
I coś nakazał spełni skrzętnie
Twa wiara ma być skałą lita
I ma ogarnąć kulę ziemską
Pośród narodów gości wszelkich
I tych malutkich i tych wielkich
Tam wszędzie stopa jego stanie
W Meksyku Kongo Oceanii
A tam gdzie stanie cud się czyni
Największy trwa w jego ojczyźnie
Działanie cudu nie przeminie
Aż czas udręki się zabliźni
Wyrasta z ludu mąż ten prawy
Żelaznej wiary i cierpienia
Cierpieniem syn Twój świat ten zbawił
Cierpieniem syn Twój świat ten zbawił
On też ma cierpieć załka ziemia
Posyła kulę syn błądzący
Moc piekła tą kieruje dłonią
Lecz w całą sprawę Pan się wtrąca
Od śmierci sługę swego chroni
I znów on staje pośród ludów
O Tobie wszędzie prawdę głosi
Gdzie stanie dokonuje cudów
Wrogowie Twoi pełni złości
Aż przyjdzie czas gdy spłynie w bieli
Do kraju gdzie by go nie chcieli
Gdzie tych co życie dali kości
Z rozkazy władców nieprawości
Tam on największe cuda sprawi
Po sobie jedność pozostawi
I zacznie się tam czas obmycia
Tam on dokona dzieła życia
To sobie stawił on posłanie
Nas wszystkich złączyć w jeden kościół
Kto błądzi skończy z nieprawością
Dopomóż mu w tym dziele Panie
Refren: Nie zbadane boskie drogi
Dobrą głoszę wam nowinę
Przygotujcie wasze progi
Niech ten śpiew ku wam popłynie
W r z e s i e ń
Świt piękny świt piękny Świt piękny świt piękny
Świt piękny świt piękny Świt piękny świt piękny
A drogi nasze jakie A drogi nasze jakie
A rogi nasze grząskie Pod lasem krwią broczyA drogi nasze swojskie Przyjaciel
Chwytają za chodaki Bielą przepasze
Te drogi żołnierskie Dźwiga przez chaszcze
Wąż pełznie wśród kurzawy Sam klęka i pada
Tumany śle wełniste A łyk z manierki
Rozsiewa je po rżyskach Dar to jest wielki
A świt mu z tyłu wstaje Taczanką uwozi
Na to spotkanie krwawe I wraca gdzie groźnie
A świt mu z tyłu świeci
Na to spotkanie bliskie I wraca wraca
Na to spotkanie święte Z bólem w tornistrze
Na ten ostatni
Świt wstaje pośród błysków Ojczysty wystrzał
To nie są na pogodę
Dalekie błyskawice Drogi są smutne
To nie są burz zwiastuny Drogi są ciężkie
Nie przyjdą czułym chłodem Taboru ciągną
To werble od zachodu Nie zwycięskie
Świt wstaje krwawą chmurą Wiązała ich w węzeł
Wąż pełznie pośród chrzęstu Uroda opłotków
Wąż pełznie wśród turkotu Brzęki wiązały ich kos
Wrogowi staną murem I u figury Panny modły
Nie braknie w w piersiach męstwa Wiązała ich ława
Krwi nie żal ani potu I pieśni zwrotka
Gromnicy przedśmiertnej
Zeszli się z siół Kapiący wosk
Krańca i krańca
Wątłych miasteczek Jesienna miedzą
Węzłem ich splótł Dwaj cali w powrocie
Ojczysty ból Sąsiedzi
W ziarnka różańca W boju i pocie
Wracają podparci
Idą z Dąbrowy Wracają bez tarczy
Idą z Lipnicy
Bądźcie nam zdrowi Wiążą ich groby
Sypane przy ścieżkach
Idą z Zalesia W krainie świtu
Wólki Węglowej W krainie zmierzchu
Że patrzeć chce się Blizn pełne naręcza
Troska nad padłym
Znad rzek i grani Przez taka przyjaźń
Bracia ojcowie Wróg brata nie zabił
Malowani
Jesienną miedzą
Mija świt pierwszy Dwaj w rogatywkach
Mija świt drugi W opłotkach
Kosą i pługiem Smutna radość tryska
Związani wierszem
Ojczystą troską Od kos sąsiedzi
Swej powinności I bracia w boju
Dziś muszą sprostać Bez tarcz wrócili
Ku domom swoim
Mija świt trzeci
Mija czwarty Dłonie od pługa
Trwają uparcie Dłonie od pióra
Nie spoczną długo
Mija świt piąty Wzniecą bój wtóry
Szósty siódmy Braterstwo święte
Czerwienią się grudy Zwiąże w różaniec
Szablę dobędą
Mija ósmy Dzieciom i wnukom
Do Panny Świętej Na przetrwanie
Modły wznośmy
Hymn "Solidarności"
Nowa powstała klasa nad ludem
Ciemiężycieli i katów
Karmi się naszym potem i trudem
Przyjdzie rozliczeń cza
Do nas warsztaty pracy należą
Nasze owoce są trudu
Uzurpatorów skończy się nierząd
Władza powróci do ludu
Męstwo poległych ojców i braci
Niechaj przykładem nam służy
Na ich męczeństwie wzrośli nam kaci
Gnębić nie damy się dłużej
Księgi narodu będą prawdziwe
Kłamców historia przekreśli
I złe przyjaźni obróci w niwecz
Przyjaźń lud pracy zacieśni
Za was i za nas sztandar niesiemy
Prawdy i solidarności
Przejmie i w waszej ojczystej ziemi
Władzę nad pracą lud prosty
Refren: Niech lud pracy wiedzy
Wspólna myśl ogarnie
Nasze jest zwycięstwo
Walczmy solidarni
R o z m o w a w o j e n n a
Miła siądźmy gdzieś w zaciszu
W kawiarni gdzie podadzą wrzątek
I baczmy by nas nikt nie słyszał
Mam serce dla ciebie gorące
Mam własny cukier szczyptę kawy
\ Naprzeciw siebie siądźmy blisko
Bo ja mam w sobie taki nawyk
Chwytania spojrzeń twych przelotnych
Chcę rękę twoją czasem ścisnąć
I wargą wargę twoją dotknąć
Bo ja mam właśie taki nawyk
Opowiem ci co nas spotkało
W zakładzie gdyśmy byli razem
W grudniowy ranek gdy się dniało
Napadli ci co drżą o władzę
Przeszkodą Polski my naprawy
Podobno krew lać chcemy bratnią
Ja teraz wpadłem w taki naswyk
Że wszystko zrobię co potrafię
By Polskę wyrwać z ciemnej matni
Przegonić precz oszczerców mafię
Ja teraz wpadłem w taki nawyk
I jeszcze głowę nachyl ku mnie
Bym wyznać mógł ci sprawę szeptem
Inaczej już żyć dziś nie umiem
Pusto bez celu tak jak przedtem
Skończyły sie czasy zabawy
Już wiem co w życiu rzeba czynić
I teraz właśnie mam ten nawyk
I nikt nie będzie mnie namawiać
Co trzeba dać to dać dziewczynie
Lecz sił nie będę szczędził sprawie
I teraz własnie mam ten nawyk
O d p w i e d ź w k w i a t a c h
R o z m o w a w o j e n n a
Miła siądźmy gdzieś w zaciszu
W kawiarni gdzie podadzą wrzątek
I baczmy by nas nikt nie słyszał
Mam serce dla ciebie gorące
Mam własny cukier szczyptę kawy
\ Naprzeciw siebie siądźmy blisko
Bo ja mam w sobie taki nawyk
Chwytania spojrzeń twych przelotnych
Chcę rękę twoją czasem ścisnąć
I wargą wargę twoją dotknąć
Bo ja mam właśie taki nawyk
Opowiem ci co nas spotkało
W zakładzie gdyśmy byli razem
W grudniowy ranek gdy się dniało
Napadli ci co drżą o władzę
Przeszkodą Polski my naprawy
Podobno krew lać chcemy bratnią
Ja teraz wpadłem w taki naswyk
Że wszystko zrobię co potrafię
By Polskę wyrwać z ciemnej matni
Przegonić precz oszczerców mafię
Ja teraz wpadłem w taki nawyk
I jeszcze głowę nachyl ku mnie
Bym wyznać mógł ci sprawę szeptem
Inaczej już żyć dziś nie umiem
Pusto bez celu tak jak przedtem
Skończyły sie czasy zabawy
Już wiem co w życiu rzeba czynić
I teraz właśnie mam ten nawyk
I nikt nie będzie mnie namawiać
Co trzeba dać to dać dziewczynie
Lecz sił nie będę szczędził sprawie
I teraz własnie mam ten nawyk
O d p w i e d ź w k w i a t a c h
Kochance
kwiaty W cieple
cieplarni I znajdą w
mieście
Przyjacielowi Wyhodowane Miejsce sposobne
Siostrze i
bratu W oknie
kwiaciarni Na krzyż ogromny
Bukiet i
wieniec Czekają w
dzbanie Na krzyż nagrobny
Wiązka i
naręcz
Wieku
uczczenie Kładą
harcerze Gdy czołgi
zmiażdżą
Zdoba
sztandarów Kładą
staruszki Rozkopią
bytem
Kosz
młodej żonie Niech
sobie leżą Znajdą
okazję
Zwitek w
wazonie Nie trzeba
ruszać Miejsce na bukiet
W morze za
narą
Krzyżowe wotum
A przez to kwiecie Krzyżowe znamię
Na
pożegnanie Przez znak krzyżowy Stanie s powrotem
Gdy życia
kraniec Mąż
tysiąclecia Mężowi
pamięć
I młodym
parom Mówi zza
grobu
Na
przyjazd mamy Kwiaty
modły Przeciw
kordonom
Kwiaty
posłanie Litanie
barwne Przeciw
łańcuchom
Kwiaty
aksamit Nasza
odpowiedź Naszą jest
bronią
Na
przeprosiny Na
serca twarde Kwiat w
dłoni kruchej
Zyskanie
łaski Musicie
skosić Kwiaty
przestrogi
Na
imieniny Kwiaty na łąkach Upomnienia
I bez
okazji Wojnę ogłosić
Kwiaty okrzyki
W kwiatach
ołtarze Kwiatom na
grządkach Sprostujcie drogi
I
postumenty Cieplarnie rozbić Nie żyjcie w gniewie
O kwiatach
marzą Cofnąć
licencje W marszu do
nikąd
Wszystkie
dziewczęta Każdy jest
groźny Aż chwila przyjdzie
Kwiaty na
grobach Co kwiat ma w
ręce Nie zniosą dłużej
Za trumną
w ziemię Kwiaty
pociski Ludzie w
mundurze
Z naszych
ogrodów Kwiaty
granaty Wiązanek
krzywdzić
Na hołdu
wieniec Nie zmoże
nikt ich Przeciw rozkazom
To nasz dynamit Przyniosą bukiet
Kwiaty
znaki Nasze
armaty Swe winy
zmażą
Kwiaty
rozmowa Prawda jest
z nami Klękną na bruku
Owinąć w
papier Jest w
naszych kwiatach
Czy
celofan Pokryją mroki
I goły
zwitek Czołgi
wytoczyć Rozkazicieli
Gest
znakomity Wystawić pułki Zginą ich bogi
Sił mamy dosyć
Ich złoty cielec
W
kwiaty Zmieść z placu ziółka Wierzcie poecie
Nasz kraj
bogaty Posprzątać
chwasty Moc tajna w
kwiecie
Na wielkim
placu Nie będzie
rządzić Siła nieziemska
Gdzie
katafalku Znak
kwietny miastem Odejdzie klęska
Na płytach cieni Cieplarnie rozbić Kwiaty zwyciężą
Do kwietnej walki Cofnąć licencje
My wszyscy z niego
Na
przypomnienie Każdy
jest groźny Trwajmy w
szeregu
Kwiatów
przyniosą Co kwiat ma
w ręce
Całe
naręcze
Bukiety
polne Wierzcie
poecie
Z ogrodów
wiązki Moc tajna w
kwiecie
Z fabryk i
sztolni Siła
nieziemska
Z Gdańska
i Śląska Odejdzie
klęska
Zerwane z
miedzy Ręce
młodzieńcze
W własnym
ogrodzie Ręce niewieście
Ręce
niewieście Kwiatów przyniosą
Ręce
młodzieńcze Całe
naręcze
Dali
sąsiedzi
By świeża
co dzień